Po kilku dniach szwędania się po okolicach Białegostoku podjęliśmy decyzję o drodze na północny - wschód.
Cepeliny - ziemniaczane pierogi (jak kluski śląskie) z mięsnym nadzieniem pod pierzynką tłustych skwarek z cebulką i śmietany.
Kierując się historycznym sentymentem przyszła pora na poznanie Litwy. W drodze do Wilna wpadamy do Druskiennik - uzdrowiska nad Niemnem.
Przechadzając się alejkami parkowymi zauważyć można wspólne cechy miejscowości zdrojowych: kawaiarenki, niska zabudowa, fontanny i ławeczki ukryte pośród zieleni i muszle koncertowe. W oko wpada drewniana zabudowa.
Ponoć w Druskiennikach istnieje źródło piękności z powodu, którego przyjeżdżają tu kobiety. Miejsca obmyte wodą z tego źródła mają pozostać na zawsze piękne. Właściwości te przypisuje się solom mineralnym zawartym w solankach. Do źródła już nie dotarliśmy z powodu burzy...
Tutejsze wody mineralne mają zbawienne znaczenie dla przewodu pokarmowego. Zaiskrzyło mi w głowie, by zaopatrzyć się w te wody mineralne i zalewać się litrami, w nadziei na lepsze spalanie "własnych zasobów" odłożonych na boczku prawym i lewym. Jednak iskierka nadziei szybko została ugaszona w trakcie pierwszego tradycyjnego dania kuchni litweskiej. Kołduny, cepeliny, kibiny to potrawy oparte na węglowodanach zatopionych w tłuszczu, ciężkostrawne i wymagające dla lepszego trawienia popijania nalewek i wina - czego tu nie brakuje.
Babka ziemniaczana (jak gruby placek ziemniaczany) okraszony skwarkami. Na strawienie tego ta źródlana woda nie pomoże.....
Komentarze
Prześlij komentarz