„Razem z innymi zanurz swoje całe ciało, poczuj je i stań się jednością ze światem”. Przyznaję, że początkowo taki opis wystawy w ogóle mnie nie zachęcił, a wręcz odstraszył. Jak to zanurzyć swoje ciało z innymi, obcymi ludźmi…
TeamLab Planets to muzeum, w którym odwiedzający brodzą boso w wodzie, wyciszają się dzięki kojącej muzyce i stają się częścią imersyjnej sztuki. Tym razem sztuką jest to, co jest nam najbliższe - natura. Wystawa podzielona jest na wodę, ogród, las i otwartą przestrzeń.
„Przestrzenie zmieniają się z obecnością gości, zacierając widoczność granic pomiędzy jednostką a otaczającymi ją dziełami.
Wystawa doświadcza sensoryczne. Na wejściu jesteśmy poproszeni o pozostawienie butów i plecaków w szafkach. Wchodzimy do ciemnego korytarza, z delikatnie poświatą na podłodze. Serce trochę przyspiesza, bo wszystko początkowo napawa niepokojem. Totalna cisza, ciemność, nieznana, zmieniająca się z każdym krokiem faktura pod stopami. Jednak szybko przychodzi spokój, serce już bije miarowo, idziemy przez wodny korytarz. Przechodzimy do lustrzanej sali, gdzie zmieniające się iluminacje kolorowego światła spada „w kroplach”… Już w tej sali staje się obojętne, że otaczają mnie inni nieznani ludzie. Wszyscy odczuwamy już ten sam spokój. W kolejnych salach brodząc znów w wodzie po kolana, każdym ruchem stopy zamieniamy pływające karpie koi w kwiaty ub kolorowe smugi. Iluminacje świetlne na wodzie dają złudzenie pływania w prawdziwym zbiorniku wodnym. W sali ze sferycznym sufitem doświadczamy złudzenia otulania nas przez kwiaty. Ja czułam nawet ich słodki zapach….
Ogromne wrażenie zrobił wertykalny ogród orchidei, który się poruszał- podnosił i obniżał, a kwitnące rośliny nas „pochłaniały” albo tylko obejmowały?
W każdym bądź razie na takiej inwersyjnej wystawie jeszcze nie byłam. Całe moje ciało było zaangażowane w tworzenie i odbiór. Zmienność i intensywność bodźców była tak dostosowana, że wystawę po 4 godzinach opuszczało się z uczuciem niedosytu….

Komentarze
Prześlij komentarz